sobota, 21 czerwca 2014

Leonetta/ Alexandra Russo

Sztuką nie jest zadręczać się po śmierci bliskiej osoby. Sztuką jest pogodzić się z jej odejściem, aby mogła zaznać szczęścia w Raju.

Ból. Ten cholerny ból po stracie ważnej osoby. Czujesz pustkę. Pustkę, której nikt w żaden sposób nie może zapełnić. Ona odczuwała to bardzo mocno. Nie mogła się pogodzić z myślą, że nigdy go nie zobaczy, nie przytuli, nie pocałuje. Znała go tak krótko, a mimo to pokochała go całym sercem.
Siedziała w trupo białym pomieszczeniu. Tempo wpatrywała się w ścianę. Straciła bardzo ważną dla siebie osobę. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Łzy, gorzkie łzy niekontrolowanie spływały po jej twarzy. Była cała blada, lekko się trzęsła. Do sali wszedł dobrze zbudowany mężczyzna. Równie przygnębiony jak brązowowłosa kobieta. Nic nie mówiąc usiadł obok niej, na białym łóżku. Również zaczął się patrzeć w ścianę przed sobą. Ich twarze nie wyrażały żadnych uczuć, ale w środku zwijali się z bólu. Oto co robi z ludźmi strata dziecka.
-Czemu to się tak skończyło?- zapytała cicho kobieta drżącym głosem.
Mężczyzna nic nie odpowiadał.
-Czemu akurat my? Czym zawiniliśmy? Coś zrobiliśmy nie tak?
Mężczyzna nadal nic nie mówił. Objął kobietę ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Leon? Odpowiesz mi?
Jednak on nadal milczał. Kobieta wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem. Jej oczy były czerwony od płaczu, jednak nie mogła już płakać, jakby łzy jej się skończyły. Cierpiała, bardzo cierpiała. Próbowała tego nie pokazywać, ale to było silniejsze od niej.
-Vilu, co mam ci powiedzieć. Jestem równie wytrącony z równowagi jak ty… -przełknął głośno ślinę. –Ale musimy się z tym pogodzić. Nie ma innej rady.
-Jak mam się z tym pogodzić?! Czy ty siebie słyszysz?! Straciliśmy dziecko, a ty mówisz takie coś. Myślałam, że cie znam po dwóch latach małżeństwa- powiedziała, z każdym zdaniem coraz bardziej zdenerwowana Violetta.
-Vilu- zaczął spokojnym tonem. –Uspokój się trochę… Wdech, wydech, lepiej?- kobieta przytaknęła. –To co ci powiedziałem powie ci każda osoba, którą spotkasz.
Kobieta rozpłakała się. Pozwoliła łzą żywnie spływać po jej policzkach, a następnie na koszulę jej męża. Jej łzy powoli moczyły jego ubranie, lecz oni nie zwracali na to uwagi. Stracili poczucie czasu. Nie wiedzieli czy minęły godziny, minuty, dziesiątki minut zanim się uspokoiła. W swoim towarzystwie tracili poczucie czasu, nawet w takiej sytuacji. Trwała cisza. W końcu Violetta się odezwała.
-Chciałabym zrobić dla niego skromny pogrzeb. Tak, żebyśmy byli my, Camila, Francesca i dwie osoby, które ty wybierzesz…
-Maxi i Marco.
-Żeby nie robić z tego nie wiadomo czego, ale też żeby godnie go pochować.
*
Był to pochmurny dzień. Sześcioro dosyć młodych ludzi zebrało się na malutkim cmentarzu, w jednej z dzielnic Buenos Aires. Wszyscy ubrani na czarno żegnali chłopca, którego co prawda nie znali, ale wszyscy pokochali. Straszy ksiądz wygłaszał swą mowę nad małą, drewnianą trumienką, lecz uczestnicy sprawiali wrażenie jakby go nie słuchali. Wszyscy byli pogrążeni w melancholijnym nastroju. Gdy ksiądz umilkł każdy po kolei podszedł i ostatecznie pożegnał się małym Verdasem.
-Śpij dobrze kochanie- powiedziała i pocałowała swojego synka w zimne czoło Violetta.
Trumna została zakopana, wszystkie formalności załatwione. Grupa udała się wolnym krokiem do rezydencji Verdasów. Zatrzymali się przed drzwiami.
-Chcecie żebyśmy zostali z wami czy… -zaczęła Włoszka.
-Zostawcie nas samych.
-Dobrze.
Cztery osoby udały się w swoje strony, podczas gdy Violetta i Leon weszli do domu. Ona rzuciła się na kanapę w salonie, on opadł na pobliski fotel. Trwali tak rzez dłuższy czas. Oboje wpatrywali się bez celu w ściany.
-Leon…
-Tak, kochanie?
-Podaj mi proszę whisky.
-Ale jesteś pewna Vilu?
-Tak, podaj.
Mężczyzna podszedł do szafki i wyjął dosyć sporą butelkę, po drodze chwycił dwa kieliszki i podał to żonie. Ta nalała sobie trochę do naczynia i napiła się. Mężczyzna zrobił to samo. Po kilku kolejkach zaczęli ze sobą swobodnie rozmawiać, a po następnych języki zaczęły im się powoli plątać. W pewnym momencie zatonęli w namiętnym pocałunku. Ten przerodził się w nierówną walkę o dominację, a ona w gorącą noc pełną wrażeń…
*2 miesiące później*
-Vilu, wróciłem!
Wykończona kobieta wyszła z łazienki z lekkim uśmiechem na twarzy. Jej mąż był wyraźnie zmęczony po całym dniu pracy, a mimo tego odwzajemnił jej uśmiech.
-Coś się stało? Już ci mdłości przeszły?
-Nie do końca, ale czuje się już lepiej.
-A skąd ten uśmiech? Nie żebym narzekał- powiedział i cmoknął żonę w usta. Ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Leoś, my… my…
-My?
-Będziemy mieli dziecko!
Verdas posłał żonie promienny uśmiech po czym namiętnie ją pocałował.

_____________________
Hej, przybywam ja! Jeszcze w sobotę! Zdążyłam, udało mi się, jestem z siebie dumna.
Czekam na wasze opinie, w formie komentarzy <3
Alexandra Russo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz