Sztuką nie jest zadręczać się po śmierci bliskiej osoby. Sztuką jest pogodzić się z jej odejściem, aby mogła zaznać szczęścia w Raju.
Ból. Ten cholerny ból po stracie ważnej osoby. Czujesz
pustkę. Pustkę, której nikt w żaden sposób nie może zapełnić. Ona odczuwała to
bardzo mocno. Nie mogła się pogodzić z myślą, że nigdy go nie zobaczy, nie
przytuli, nie pocałuje. Znała go tak krótko, a mimo to pokochała go całym
sercem.
Siedziała w trupo białym pomieszczeniu. Tempo wpatrywała się
w ścianę. Straciła bardzo ważną dla siebie osobę. Nadal nie mogła w to
uwierzyć. Łzy, gorzkie łzy niekontrolowanie spływały po jej twarzy. Była cała
blada, lekko się trzęsła. Do sali wszedł dobrze zbudowany mężczyzna. Równie
przygnębiony jak brązowowłosa kobieta. Nic nie mówiąc usiadł obok niej, na
białym łóżku. Również zaczął się patrzeć w ścianę przed sobą. Ich twarze nie
wyrażały żadnych uczuć, ale w środku zwijali się z bólu. Oto co robi z ludźmi
strata dziecka.
-Czemu to się tak skończyło?- zapytała cicho kobieta drżącym
głosem.
Mężczyzna nic nie odpowiadał.
-Czemu akurat my? Czym zawiniliśmy? Coś zrobiliśmy nie tak?
Mężczyzna nadal nic nie mówił. Objął kobietę ramieniem i
przyciągnął do siebie.
-Leon? Odpowiesz mi?
Jednak on nadal milczał. Kobieta wpatrywała się w niego z
wyczekiwaniem. Jej oczy były czerwony od płaczu, jednak nie mogła już płakać,
jakby łzy jej się skończyły. Cierpiała, bardzo cierpiała. Próbowała tego nie
pokazywać, ale to było silniejsze od niej.
-Vilu, co mam ci powiedzieć. Jestem równie wytrącony z
równowagi jak ty… -przełknął głośno ślinę. –Ale musimy się z tym pogodzić. Nie
ma innej rady.
-Jak mam się z tym pogodzić?! Czy ty siebie słyszysz?!
Straciliśmy dziecko, a ty mówisz takie coś. Myślałam, że cie znam po dwóch latach
małżeństwa- powiedziała, z każdym zdaniem coraz bardziej zdenerwowana Violetta.
-Vilu- zaczął spokojnym tonem. –Uspokój się trochę… Wdech,
wydech, lepiej?- kobieta przytaknęła. –To co ci powiedziałem powie ci każda
osoba, którą spotkasz.
Kobieta rozpłakała się. Pozwoliła łzą żywnie spływać po jej
policzkach, a następnie na koszulę jej męża. Jej łzy powoli moczyły jego
ubranie, lecz oni nie zwracali na to uwagi. Stracili poczucie czasu. Nie
wiedzieli czy minęły godziny, minuty, dziesiątki minut zanim się uspokoiła. W
swoim towarzystwie tracili poczucie czasu, nawet w takiej sytuacji. Trwała
cisza. W końcu Violetta się odezwała.
-Chciałabym zrobić dla niego skromny pogrzeb. Tak, żebyśmy
byli my, Camila, Francesca i dwie osoby, które ty wybierzesz…
-Maxi i Marco.
-Żeby nie robić z tego nie wiadomo czego, ale też żeby
godnie go pochować.
*
Był to pochmurny dzień. Sześcioro dosyć młodych ludzi
zebrało się na malutkim cmentarzu, w jednej z dzielnic Buenos Aires. Wszyscy
ubrani na czarno żegnali chłopca, którego co prawda nie znali, ale wszyscy
pokochali. Straszy ksiądz wygłaszał swą mowę nad małą, drewnianą trumienką,
lecz uczestnicy sprawiali wrażenie jakby go nie słuchali. Wszyscy byli
pogrążeni w melancholijnym nastroju. Gdy ksiądz umilkł każdy po kolei podszedł
i ostatecznie pożegnał się małym Verdasem.
-Śpij dobrze kochanie- powiedziała i pocałowała swojego
synka w zimne czoło Violetta.
Trumna została zakopana, wszystkie formalności załatwione. Grupa
udała się wolnym krokiem do rezydencji Verdasów. Zatrzymali się przed drzwiami.
-Chcecie żebyśmy zostali z wami czy… -zaczęła Włoszka.
-Zostawcie nas samych.
-Dobrze.
Cztery osoby udały się w swoje strony, podczas gdy Violetta
i Leon weszli do domu. Ona rzuciła się na kanapę w salonie, on opadł na
pobliski fotel. Trwali tak rzez dłuższy czas. Oboje wpatrywali się bez celu w
ściany.
-Leon…
-Tak, kochanie?
-Podaj mi proszę whisky.
-Ale jesteś pewna Vilu?
-Tak, podaj.
Mężczyzna podszedł do szafki i wyjął dosyć sporą butelkę, po
drodze chwycił dwa kieliszki i podał to żonie. Ta nalała sobie trochę do naczynia
i napiła się. Mężczyzna zrobił to samo. Po kilku kolejkach zaczęli ze sobą
swobodnie rozmawiać, a po następnych języki zaczęły im się powoli plątać. W
pewnym momencie zatonęli w namiętnym pocałunku. Ten przerodził się w nierówną
walkę o dominację, a ona w gorącą noc pełną wrażeń…
*2 miesiące później*
-Vilu, wróciłem!
Wykończona kobieta wyszła z łazienki z lekkim uśmiechem na
twarzy. Jej mąż był wyraźnie zmęczony po całym dniu pracy, a mimo tego odwzajemnił
jej uśmiech.
-Coś się stało? Już ci mdłości przeszły?
-Nie do końca, ale czuje się już lepiej.
-A skąd ten uśmiech? Nie żebym narzekał- powiedział i
cmoknął żonę w usta. Ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Leoś, my… my…
-My?
-Będziemy mieli dziecko!
Verdas posłał żonie promienny uśmiech po czym namiętnie ją
pocałował.
_____________________
Hej, przybywam ja! Jeszcze w sobotę! Zdążyłam, udało mi się, jestem z siebie dumna.
Czekam na wasze opinie, w formie komentarzy <3
Alexandra Russo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz